Wczoraj wieczorem wrocilismy do domu. Kolko naszej Wielkiej Przygody zamknelo sie wiec nie tylko definitywnie ale, co najwazniejsze, szczesliwie. Bez przesady mowie 'Wielkiej' bo w ciagu tych ostatnich 2 miesiecy przemierzylismy 11 samolotami prawie 40 000 km (czyli nieomalze oblecielismy dookola kule ziemska po rowniku), przejechalismy prawie 10 000 km samochodem po LEWEJ stronie (kto nie jezdzil nigdy nie tego faktu w pelni nie doceni) oraz przejechalismy pare tysiecy km wszelkiej masci pociagami, kolejkami, metrami i tramwajami. O paruset km przeplynietych lacznie 3 promami nie wspomne.
I wszystko dobre co sie dobrze konczy.
Najwiekszym sukcesem naszej Wyprawy moim zdaniem bylo to, ze pomimo tak czestego i dalekiego przemieszczania sie, nocowania w kilkunastu najrozmaitszych miejscach, stolowania sie w najprzerozniejszych przybytkach, od 5-gwiazdkowych restauracji do bardzo podejrzanych biznesikow, nie tylko ze nigdy nie podlapalismy (szczegolnie Veronika) zadnego przeziebienia tudziez jakiegos innego chorobska, ale nie nabawilismy sie nawet ani razu absolutnie zadnych sensacji zoladkowych! Cala apteczka lekarstw, antybiotykow oraz masci i mikstur na wszelkie dolegliwosci swiata wrocila z nami do domu nienaruszona. Przez bite 2 miesiace moglismy wiec cieszyc sie w pelni kazdym dniem spedzonym w tych wszystkich przepieknych miejscach ktore dane bylo nam tak dokladnie poznac. Pieknie.
Oczywiscie, dopiero po powrocie do domu okazalo sie ze calosc nie odbyla sie bez pewnych zgrzytow, na szczescie tylko materialnych.
1. Avis NZ przyslal mi do domu mandat za przekroczenie predkosci, rzekomo w Omapere/Opononi. Coz to jednak za mandat - NZ$25 dolarow! (ledwie $18 dolarow kanadyjskich!). Kolejny dla mnie dowod na desperacje NZ w znajdywaniu jakicholwiek pieniedzy zasilajacych najwyrazniej pusta kase tego panstwa. Jestem tym faktem powaznie zaniepokojony.
2. Hertz Australia przyslal mi rachunek odzwierciedlajacy moje wyrzniecie samochodem w slup na parkingu w Sydney. $350 w plecy ale bede apelowal.
3. Marriott Courtyard San Francisco sciagnal prawie $60 za doslownie pieciominutowa rozmowe telefoniczna Marty z mama. To najwieksze zdzierstwo ktorego bylem swiadkiem w naszych wojazach. Najdziwniejsze jest to ze wydarzylo sie w kraju w ktorym najmniej mozna bylo sie spodziewac takiego bezczelnego zlodziejstwa. A juz myslalem ze Tahiti nie pobije nic. No coz, jak widac - podroze ksztalca.
Czesciowo jednak moge wybaczyc Amerykanom ta zlodzejska pazernosc gdyz dzieki ich gestowi (co za dziwny narod - ze skrajnosci w skrajnosc!) zakonczylismy nasza Wielka Przygode z fasonem. Nie wiem i chyba nigdy sie nie dowiem tak naprawde dlaczego, ale w droge z hotelu na lotnisko obsluga Mariotta przyslala po nas.....LIMUZYNE!!! Podejrzewam ze spowodowane to moglo byc wyrzutami sumienia za najdrozsza rozmowe telefoniczna swiata za ktora nas policzyli. Fakt pozostaje faktem ze wieziono nas na lotnisko niczym gwiazdy filmowe. Chichotalismy z Marta z tego faktu przez cala droge. Veronika byla w siodmym niebie.......
Przesymptayczny akcent na zakonczenie najpiekniejszej podrozy jaka mozna sobie wyobrazic. Perfekt.
Konczac moje relacje, chcialem goraco wszystkim podziekowac za wszelkie maile i komentarze ktore otrzymalem w ciagu ostatnich 2 miesiecy. Czytalem je zawsze z najwieksza przyjemnoscia. Przepraszam jednoczesnie ze na wiekszosc z nich nie bylem w stanie odpowiedziec; dopiero teraz wiem ze koncept bezposredniego dostepu do bezprzewodowego internetu jest na swiecie wciaz w powijakach. Ale znow - podroze ksztalca.
Z tej podrozy wynieslismy nauk i wrazen ktore starcza nam na wiele, wiele lat. Dziekuje ze nam w niej towarzyszyliscie.
Tomki z Krainy Kangurow

Sunday, February 3, 2008
Subscribe to:
Posts (Atom)