Korzystajac z przepieknej pogody, wczoraj odbylismy calodniowa wycieczke do pobliskich Blue Mountains noszacych swoja nazwe od niebieskiej poswiaty unoszacej sie nad nimi. Jako ze koncept Blue Mountains to pi razy drzwi widoki a la Grand Canyon w pigulce tyle ze porosniety subtropikalnym lasem, niebieska poswiata jest produktem parowania olejkow eterycznych znajdujacych sie w lisciach drzew dominujacych krajobraz lasow Blue Mountians - eukaliptusow. Eukaliptusowe olejki paruja mieszajac sie z rozmaitymi elementami atmosfery i w ten sposob tworza nad lasami wspomniana niebieska poswiate.
Poswiata poswiata ale tak na chlopski rozum i gole oko to podobna poswiate widuje czesto i gesto w Gorach Skalilstych gdzie nie tylko eukaliptusa nie uswiadczysz ale trudno noawet o jakies drzewo lisciaste!
Nie wiem, moze sie czepiam ale spodziewalem sie ze Blue Mountains beda bardziej, hm, 'blue'. Cala reszta jednak - super. Pogoda dopisala, widoki takze. Wycieczka z Sydney do Blue Mountains jest dosyc dluga bo aby dotrzec do gor, jedzie sie bite 2 godziny z Centralnego pociagiem do podmiejskiej stacji Katoomba. Stamtad juz zabi skok do najlatwiej dostepnych czesci Blue Mountains i wyciagow a la Kasprowy ale same gory zaczynaja sie na dlugo przed Katoomba. Widoki - przepiekne. Wracajac do Sydney zajalem strategiczna pozycje na gornym pokladzie pietrowego wagonu kolejki podmiejskiej aby w ciszy i spokoju pokontemplowac zmieniajace sie za oknem krajobrazy.
Akurat w momencie kiedy patrzac sie na oddalajace sie Blue Mountains i sluchac muzyczki z iPod-a zaczalem przechodzic w inny wymiar, katem oka zauwazylem ze do Marty przypial sie jakis gosciu siedzacy obok nas. Jako ze po calym dniu podrozowania pociagiem, lazenia po szlakach i stania w mega-kolejkach do wyciagow nie mialem ochoty na konwersacje z kimkolwiek, a juz szczegolnie w obcym mi jezyku, zignorowalem zaistniala systuacje gapiac sie tepo przez okno, kontrolujac rozwoj wydarzen raz po raz zerkajac na gestykulujaca energicznie Marte.
Minelo pol godziny a oni gadaja jak najeci.
Minela godzina - to samo.
Zaczalem sie lekko niepokoic co oni maja sobie tyle do powiedzenia gdy nagle gosciu wstal i po prostu sie zmyl. Postanowilem wiec czym predzej zbadac sytuacje - wylaczylem muzyczke i pytam Marte kto, co i jak. Okazalo sie ze gosciu to kierownik skladu pociagu w ktorym jechalismy; przez pierwsza godzine kontrolowal tylko sytuacje bo pociag prowadzili, jak powiedzial, jego uczniowie. Ale po godzinie poszedl przejac stery. Wyszlo tez ze ta rozmowa to wlasciwie byl godzinny monolog kolesia ktory okazal sie POTWORNYM gawedziarzem, do tego stopnia ze nawet malzenstwo z Anglii siedzace za gosciem, po jego wyjsciu gratulowalo Marcie wytrwalosci w konwersacji z takim gadula jakim okazal sie byc kierownik pociagowego zamieszania.
Ledwo sie o tym wszystkim dowiedzialem, a tutaj........gosciu byl spowrotem! Przyznam ze troche mi mina zrzedla bo bylem juz w oczywisty sposob 'na chodzie' i myslalem ze tym razem zaden kamuflarz nie uchroni mnie przed wysluchiwaniem jego historii gdy nagle........ gosciu zaproponowal nam abysmy wzieli swoje bagaze i przeszli z nim do kabiny maszynisty! Oczywiscie skrzetnie skorzystalismy z tego zaproszenia i po chwili jechalismy sobie na samym przodzie pociagu, wraz z Waynem (gosciu gadula) i 3 maszynistami (w tym 2 uczniow). Przez nastepna godzine jechalismy tak sobie, Wayne gledzil o Australii a ja, mimo wszystko, wciaz moglem kontemplowac zmieniajace sie, tym razem przede mna, krajobrazy, zapadajacy za szyba zmierz i mijane po drodze australiskie wsie i miasteczka. Nawet nie musialem nic mowic, moim jedynym zadaniem bylo tylko z durnowata mina i usmiechem od ucha do ucha co jakis czas pokiwac ze rozumiem glowa i tyle. Pieknie.
Tak, z fasonem wtoczylismy sie na Centralny i pozegnalismy Wayne'a i swiezo upieczonych australijskich maszynistow.
Po drodze do domu wstapilismy do pobliskiego sklepiku gdzie obslugiwala nas, a jakze, Polka. Jutro musze zadzwonic do Przemka i umowic sie na niedziele.
Zaczynam sie czuc tutaj naprawde dobrze.
Ps. Stojac w Blue Mountains w jednej z kolejek do kolejki umilalem sobie czas konwersujac z przypadkowo spotkanym 'za-stojacym', Grzeskiem. Od 18 lat w Sydney, bardzo sympatyczny facet.
No i jak tutaj nie czuc sie swojsko?

Thursday, January 3, 2008
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment