Monday, January 28, 2008

Nasz pobyt w Krainie Kangurow tak jak cala nasza wyprawa dobiega powoli konca. Pojutrze wylatujemy do San Francisco gdzie spedzimy 2 dni a potem juz tylko lot do domu. Te ostatnie pare dni w Melbourne postanowilismy spedzic spokojnie, powoli przygotowujac sie do powrotu i myslac juz o powrocie do normalnego zycia. Doszlismy do wniosku ze starczy juz jezdzenia z miejsca na miejsce i calego ambarasu z tym zwiazanego (wypozyczenie samochodu, nawiagacja po nieznanym miescie itd). W ciagu tych 2 miesiecy najezdzilem sie po dziurki w noscie. Wystarczy. Zobaczylismy juz wszystko co chcielismy zobaczyc; teraz czas na pelny relaks na plazy. Szczegolnie ze w Melbourne zagoscila przepiekna pogoda.

Naprawde nie przesadzam mowiac ze jestem juz zmeczony jezdzeniem w kolko; jako ze wiekszosc naszego pobytu wypadla na kraje w ktorych obowiazuje lewostronny ruch, od prawie 2 miesiecy to ja bylem jedynym 'sterem i zeglarzem' naszych wojazy ('okret' byl zawsze pozyczony). Marta nie podjela sie proby przestawienia calego myslenia, tudziez instynktow wyrobionych przez kilkanascie lat jazdy samochodem na ruch lewostronny. Dla mnie samego, przyznam, bylo to nie lada wyzwanie ale jakos udalo mi sie przejechac prawie 10 000 km po lewej stronie, po wszystkich mozliwych nawierzchniach, z piaskiem wlacznie bez zadnego wypadku. Mialem jedynie mala stluczke ale nawet nie na ulicy tylko manewrujac duzym samochodem na parkingu naszego budynku w Sydney. Cofajac wyrznalem po prostu w slup. Oby sie mialo tylko takie wypadki....

Kazdy samochod ktory wypozyczylismy byl inny (a wypozyczylismy lacznie 6 roznych samochodow) i ciezko czasem bylo mi sie od razu przestawic na nowe gabaryty. Choc swego rodzaju mistrzostwem, moim skromnym zdaniem, bylo prowadzenie przeze mnie samochodziku wielkosci malucha (nic innego akurat nie bylo dostepne w pobliskiej wypozyczalni a chcielismy pojechac zobaczyc pingwiny) z manualna skrzynia biegow (oczywiscie po lewej stronie) przez 3 milionowe, pagorkowate miasto (kazde ruszenie ze swiatel to zawal serca) ktorego kompletnie nie znalem. W dodatku lal deszcz a po ulicy, zeby mi przypadkiem nie bylo za latwo, jechal tramwaj. I jakos dowiozlem nas szczesliwie do domu.

Piszac to na 2 dni przed wylotem, moge powiedziec ze calosc przerosla moje najsmielsze oczekiwania. To byly najwspanialsze 2 miesiace mojego zycia spedzone w zdrowiu i radosci w jednych z napiekniejszych miejsc swiata, cieplych i egzotycznych podczas gdy w Kanadzie szalala zima. Poznalismy wspanialych ludzi, przezylismy mase niezapomnianych chwil. I tak jak targaly mna watpliwosci czy nie jedziemy na zbyt dlugo, czy nie za daleko od domu (w razie jakichs trudnosci), jak zniesie ta podroz i oddalenie Veronika, itd, itp. Tak dzisiaj moge powiedziec ze moje obawy okazaly sie, na cale szczescie, plonne. Opatrznosc czuwala nad nami przez cala nasza podroz; co wiecej, wynagrodzila moje niepokoje z nawiazka. Przezylismy na jawie 2 miesiace marzen.

W natloku tych wszystkich niezapomnianych chwil sa te ktore zostana z nami na zawsze:

1. Veronika trzymajaca misia Koala.Widac bylo ze serce jej zamarlo na te pare minut. Z pewnoscia najwieksze przezycie jakie sobie mozna wyobrazic dla zakochanego w zwierzetach 6-latka, rownie wielkie jak dla patrzacych na to niewyslowione szczescie swojego dziecka rodzicow.
2. Parada tysiaca pingwinow na Phillip Island. Cos niesamowitego. Nastepny taki show - na Antarktydzie.
3. Uluru
4. Pobyt na nowozelandzkiej farmie, plyniecie lodka przez jaskinie z tysiacami swiecacych nad glowami robaczkow tudziez gnanie samochodem po bezkresach tamtejszych plaz (w koncu nie musialem przejmowac sie lewostronnym ruchem)
5. Moorea.
6. Sydney jako najpiekniejsze miasto jakie widzialem w zyciu.
7. Eukaliptusowy las z buszujacymi tam misiami Koala. Roznica taka jak ogladanie slonia w Zoo a ogldanie go na sawannie w Afryce.
8. Plaza przy 12 apostolach. Najbardziej magiczna plaza na jakiej bylem w zyciu.
9. Kibicowanie Radwanskiej na Australian Open w jej niesamowitym meczu z Petrova.
10. Celebrowanie Nowego Roku i ogladanie sztucznych ogni z naszego balkonu w Sydney.

A teraz mozna ta liste odwrocic tudziez wymieszac w dowolnej kolejnosci i wciaz bedzie akuratna. Ewentualnie mozna ja uzupelnic nastepnymi 10, lub lepiej 20 punktami.

To byly przepiekne wakacje. Nie wiem czy jeszcze kiedys w zyciu dane mi bedzie powtorzyc cos tak pieknego. Oby....

1 comment:

Asia said...

to juz koniec?! nie! ale nam szybko zlecialo...ciesze sei ze wam sie udala ta gigantyczna wycieczka! zdjecia niesamowite!!! dzieki jeszcze raz za ten blog!
a&o