Podobno jestesmy swiadkami najbrzydszego jak do tej pory lata w Australii w tym stuleciu. Ma to swoje dobre i zle strony.
Dobra to ta ze lejace od prawie 3 miesiecy deszcze przyniosly w koncu ulge dla znekanych 7 letnia susza farmerow australijskich. Podobno rzeki okresowe w koncu plyna, zbiorniki retencyjne i rowy melioracyjne pelne, zniesiono ograniczenia w konsumpcji wody (Sydney i Brisbane) i wogole jest tak jak byc powinno.
Tyle ze dla dziesiatek tysiecy turystow, tudziez dla australijskiej turystyki rok ten to katastrofa. Deszcz notorycznie leje, i to od listopada, np w rejonie Cairns tak ze z nurkowania na Great Barrier Reef - nici. Podczas naszego pierwszego tygodnia pobytu w Australii nad Cairns przeszedl cyklon a teraz rozwinela sie tam jakas tropikalna depresja. I codziennie leje, leje, leje.
Depresyjnie bylo tez, podobno, w okolicach Sydney. Ale tylko az do naszego przyjazdu : - ) Czytajac artykul na ten temat w lokalnej prasie, dowiedzialem sie ze po raz pierwszy w historii listopad i grudzien byly chlodniejsze w Australii niz pazdziernik, kiedy to, dokladnie 3 pazdzienrnika czyli ponad 3 (!) miesiace temu, zanotowano do tej pory najwyzsza temperature tego roku: 34 stopnie C. Rozmawiajac z naszymi nowo poznanymi znajomymi nie moglismy przestac wysluchiwac na jak tragiczna pogode i beznadziejne lato trafilismy. Wszyscy porownywali to co sie teraz dzieje do zeszlego roku kiedy to w Nowy Rok bylo w Sydnej 41 stopni Celcjusza. Co jest bardziej normalne nizli 27-28 stopni podczas naszego tam pobytu.
Na szczescie my, jak do tej pory, czytalismy o najbrzydszym australijskim lecie w tym stuleciu tylko z gazet. Podczas naszego pobytu w Sydney, przez prawie 2 tygodnie pogoda byla przepiekna. Faktem jest ze sprawdzajac tamtejsza pogode jeszcze z Nowej Zelandii, serduszko mi kruszalo a mina rzedla gdy widzialem pogodowa katastrofe w Sydney ale akurat w dzien naszego przylotu przyszedl wiatr ktory 'rozgonil ciemne, sklebione zaslony' a my 'stanelismy na raz, ze sloncem twarza w twarz'. I sloneczko swiecilo nam w Sydney przez bite 2 tygodnie. No moze z przerwa na dzien czy dwa ale akurat wtedy albo robilismy zakupy w miescie albo goscilismy u naszych znajomych wiec nawet tego specjalnie nie zawuazylismy.
No w kazdym razie ja osobiscie w zyciu jeszcze nie bylem tak opalony. Wiem ze to niezdrowe ale wyglada super : - )))
Trwoga natomiast ogarnialo mnie gdy przed naszym wyjazdem z Sydney sprawdzalem prognoze pogody dla Brisbane. Tutaj od wielu tygodni pogodowo - kompletna porazka. W Nowy Rok tak lalo i wialo ze po raz pierwszy odwolano noworoczne fajerwerki. Na polnoc od Brisbane - powodzie. Prognozy beznadziejne a my, sila rzeczy, pakowalismy sie w to wszystko zostawiajac ze zlamanym sercem sloneczne (bo takim zawsze bede je pamietal) Sydney.
I musze przyznac ze, nie po raz juz pierwszy zreszta podczas naszej podrozy, mielismy totalne pogodowe szczescie w nieszczesciu. Jakims cudem prognozy sie zmienily i ladna pogode mielismy juz w polowie drogi miedzy Sydney a Brisbane, w nadmorskiej miescinie Coffs Harbour (taki australisjki Dziwnowek czy inna Pogorzelica. Czyli nic specjalnego) mimo ze jak stwierdzil wlasciciel hotelu - rano jeszcze lalo. Gold Coast tez powital nas ladna pogoda ktora, mimo beznadziejnych prognoz, utrzymala sie prawie do ostatniego dnia pobytu.
Lac zaczelo dopiero w przedzien naszego wyjazdu.
Ale Great Barrier Reef juz nie zobacze. Carins ze wzgledu na szalejace tam burze i deszcze odpada zupelnie a moja wczorajsza proba zabookowania wycieczki do najbardziej na poludnie wysunietej czesci Great Barrier Reef - malej Lady Elliot Island nie powiodla sie ze wzgledu na brak miejsc (pojechalismy zamiast tego do Brisbane). A dzisiaj - tak jak zapowiadali od 3 dni - w koncu siapi deszcz a niebo zasnulo sie na maksa. Tak wiec i my w koncu stalismy sie turystycznymi ofiarami najbrzydszego australijskiego lata w tym stuleciu.
Jutro wylot do Melbourne, ktore jak do tej pory cieszy sie z kolei najpiekniejszym latem w tym stuleciu. Mam nadzieje ze nasz przylot tam i nasze pogodowe szczescie w nieszczesciu utrzyma sie do konca naszej podrozy.
Ps. Wedlug wszelkich znakow na niebie i na ziemi, jest szansa ze w Melbourne bede mial podlaczenie do internetu prosto z naszego lokum tak ze bedzie mi latwiej zamiescic kolejne posty

Wednesday, January 16, 2008
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment