Saturday, January 19, 2008

Przedwczoraj odbylismy wycieczke do pobliskiej Melbourne Phillip Island, slynacej z codziennego rytualu desantu tysiaca (plus minus kilkadziesiat sztuk) mini-pingwinow na jedna z tamtejszych plaz. Rytual jest o tyle staly ze rozwinal sie wokol niego caly przemysl - wejscie na plaze zdobi olbrzymie, nowoczesne centrum informacyjne, dojscie do palzy odbywa sie tylko po eleganckich, drewnianych pomostach a na samej plazy zbudowane sa..... 2 obrzymie betonowe trybuny, wraz z autentyczna wieza kontrolna z ktorej rzekomo odbywa sie cowieczorne liczenie pingwinow oraz kierowanie calym zamieszaniem wogole. Czy wspomnialem tez o kilku przeciwlotniczych reflektorach a la Bitwa o Anglie swiecacych pingwinom w oczy podczas ich desantu?

Przyzam ze widzac to wszystko zwatpilem w autentycznosc calego przedsiewziecia. Ni jak nie moglem sobie wyobrazic ze pingwiny, widzac akcje na plazy zywcem przypominajaca przygotowania Wermahtu przed D-Day, mimo wszystko wyjda z Oceanu, zignoruja jakos przeswietlajace ich 1000 watowe zarowy tudziez 3 000 tysiecy par swidrujacych ich oczu i przemaszeruja pare metrow od tego cywilizacyjnego zgielku, jak gdyby nigdy nic do swoich legowisk.

Ale wbrew moim obawom oraz ku mojemu zdziwieniu wszystko odbylo sie dokladnie w taki sposob.

Po 2 godzinach wyczekiwania na plazy i po zapaleniu reflektorow, wkrotce z wody zaczely wylaniac sie pingwinie dywizje. Nie byl to zmasowany frontalny atak jakim go sobie wyobrazalem ale ladowanie kilku-kilkunastu osobowych pingwinich oddzialow w roznych odstepach czasowych, tak ze cala operacja ladowania ponad tysiaca pingwinow trwala prawie godzine. Okazalo sie jednak ze sam desant i parada przez plaze to tylko poczatek atrakcji. Najfajniesze zaczelo sie potem, gdy mozna bylo obserwowac pingwiny z pomostow laczacych centrum informacyjne z plaza. Tym razem w polmroku, bez swiecacego im prosto w galy reflektorow, pingiwny ruszyly do akcji znajdowania nie tylko swoich legowisk ukrytych w wydmach plazy ale i nawolywania w ciemnosciach swoich partnerow. Zaczal sie wiec prawdziwi pingiwni koncert a wydmy i okoliczne krzaki buzowaly od kotlujacych sie wsrod nich pingwinow. To mi sie podobalo najbardziej - ludzie sloczeni w ciemnosciach na kawalku drewnianego pomostu obserwowali jak pingwiny bez zadnej krepacji, radosnie i swobodnie zalatwiaja swoj business spokojnie mieszajac sie wsrod wydm. Dopiero tam mozna je bylo sobie dokladnie obejrzec bo spryciulue, wiekszosc plazowego desantu wysadzily w miejscach gdzie bylo najciemniej i na trybuny z reflektorami wychodzily tylko, moim zdaniem, jakies totalne gapy i nieudaczniki zyciowe.

Po poltorej godzinie, cala operacja zdawala sie zmierzac ku koncowi zaczelismy wiec swoj wlasny marsz w kierunku parkingu. Cale szczescie ze zaparkowalismy w najbardzej oddalonym od centrum miejscu (bylismy wlasciwie jedynym samochodem na tym parkingu) bo idac sobie, zauwazylismy nagle stojaca jak gdyby nigdy nic na naszej drodze.....pare pingwinw! Zapewne oddalenie tego akurat parkingu od dzikich tlumow, spokoj oraz cisza zachecily je aby tutaj wlasnie sie zainstalowac. I tak jak nie mozna bylo ich wczesniej ani fotografowac ani filmowac, tym razem nie bylo przebacz. Pingwinia para zostala dokumentalnie obfilmowana i tak obfotografowana (zaraz potem uciekly w krzaki) ze jestem pewien ze blysk flesha pozostanie im w oczach przez nastepne pare tygodni.

Tudno, zachcialo sie wam byc 'cute little pingwins', to teraz trzeba znosci cierpliwie ludzkie 'ochy', 'achy', uciekac w krzaki przed ich lapskami tudziez znosci blysk fleshow. Podobny los spotkal delfiny i miski koala; pogadajcie z nimi, powiedza wam ze nie ma lekko. Pocieszeniem niech bedzie to ze moglo byc gorzej: Co by bylo gdybscie urodzily sie np. jako rekin? Albo, strach pomyslec, australijski karaluch?

Przerabane.....

Ps. Wracajac do domu, po raz pierwszy widzialem skaczace sobie na wolnosci kangury. Wprawdzie skikanie odbywalo sie po ciemaku i nie za bardzo wyraznie je widzialem, ale bylo to i tak o wiele wieksze przezycie niz zobaczenie kangura w zoo, nawet jesli mozna dac mu jesc i wyczochrac za uszy tak jak to jest przyjete w Australii. Wesole kangurze skakanie, m.in w poprzek drogi skonczylo sie dla jednego z kangurow tragicznie - lezal martwy na drodze. Tak samo zreszta jak mis koala. Serce mi krwawilo gdy to zobaczylem ale coz, rozentuzjazmowana pingwinim desantem tluszcza wracala gremialnie samochodami do domow i mimo ciemnej nocy, ograniczenia predkosci i znakow o przechodzacych koala i skaczacych kangurach kazdy pedzil jak wariat aby byc w Melbourne przed polnoca. Beztrosko pozostawiajac martwe efekty swojej glupoty na drodze.....

No comments: