Wednesday, December 26, 2007

Jako ze nasza nowozelandzka przygoda zbliza sie nieuchronnie do konca, wydaje mi sie ze czas nadszedl na jakies konkretne przemyslenia i podsumowania na ten temat. Oto wiec do jakich wnioskow doszedlem po 3 tygodniach pobytu tutaj.

Wybierajac sie do NZ nie za bardzo wiedzialem czego sie spodziewac. Z lewa i prawa slyszalem tylko ze NZ jest piekna. No dobra, ale piekne moze i byc Calgarowo zasypane sniegiem, w nocy, przy -30. Fakt ze chyba tylko dla pingwina ale chodzi mi o to ze, jak to sie ladnie tutaj mowi: "beauty is in the eye of the beholder". Czyli jednemu podoba sie to drugiemu tamto. Dlatego nie podniecalem sie az tak perspektywa zobaczenie NZ jak np. Tahiti. Okazuje sie ze nic bardziej blednego.

Dopiero teraz jednak wiem dlaczego tak trudno jest zdefiniowac piekno NZ. Piekno NZ jest bowiem wieloplaszczyznowe i wymyka sie jakimkolwiek uproszczeniom. Dlatego najlatwiej powiedziec ze NZ jest po prostu piekna. Dla mnie osobiscie, piekno tego kraju przejawia sie w nastepujacych wymiarach:

Po pierwsze - geografia. NZ to dla mnie najbardziej sfaldowany kraj swiata (nigdy nie widzialem Szwajcarii czy Nepalu ale wrzucam je raczej do worka krajow 'wypietrzonych'). Bez przesady moge powiedziec ze sfaldowanie NZ lasuje ludzki mozg. W kazdym razie zlasowal moj. I to potrojnie. Dookola jak okiem siegnac: wzgorki, pagorki, wzniesienia, gory i doliny. NON-STOP. Przez to drogi kreca sie jak korkociag (na wlasny uzytek ochrzcilem je jako nowozelandzkie krecioly) co jazdy ani nie przyspiesza ani nie ulatwia ale czyni ja bardziej malownicza nizli mozna sobie to wyobrazic. Jak bowiem w przypadku wiekszosci wulkanicznych wysp, takze i tutejsza cywilizacja rozwinela sie glownie nad brzegiem morza. Drogi wiec lacza swoimi splatanymi nitkami dziesiatki nadmorskich miast i miasteczek wijac sie po zboczach dawno wygaslych wulkanow (pn wyspa) lub gor (poludniowa). Jesli do tej mieszanki piorunujacej wszelkie zmysly ludzkie (ze wskazaniem na wzrok) dolozyc jeszcze dziesiatki mijanych po drodze zatok o turkusowej wodzie oraz naturalnych plaz, kolorowy zawrot glowy - murowany.

Po drugie - koloryt. Kolor w NZ jest jeden - ZIELONY. Wystepuje w wielu odcieniach ale najczesciej spotykany jest ten swiezo-soczysty. Jak na 'Kraj Wiecznej Wiosny' przystalo, wszystko jak okiem siegnac jest zielone, wlasnie sie zieleni lub akurat zielenic sie przestaje (aby po prostu zmienic tylko odcien zielonego): trawy wzgorkow i pagorkow, subtropikalne lasy z gaszczem niesamowitych drzew-paproci i, oczywiscie, palm oraz ocean. Wszystko to sie zmienia po przekroczeniu Ciesniny Cooka na poludniowej wyspie ale wiekszosc ludzi przylatuje do Auckland i poznaje najpierw wyspe polnocna. I taki najczesciej obraz NZ utrwala im sie w pamieci. Po zielonym oczoplasie doszedlem do wniosku ze polska nazwa 'Nowa Zelandia', oprocz oczywistego tepego przelozenia tej nazwy z angielskiego, ma w naszym jezyku bardzo gleboki sens. Na wlasny uzytek wykombinowalem ze znaczy to bowiem tyle co 'Nowy Zielony Lad', czyli w skrocie 'Nowa Ziel-landia', a stad juz tylko rzut beretem do 'Nowa Zelandia'. No i jest: Nowa Zelandia.

Po trzecie - klimat. No dobra, wiadomo juz ze z tym 'subtropikalnym' klimatem to lekkie przegiecie paly. Nie mniej jednak trzeba przyznac ze klimat, ogolnie rzecz biorac, jest lagodny. Nie jest goraco ale nie jest i zimno. Jest nie wiadomo jak, czesto i gesto wrecz byle jak ale przez brak ekstremaliow termicznych wilgotnosc powietrza, pomimo bezposredniego sasiedztwa oceanu jest do wytrzymania w dzien (nic sie nie lepi notorycznie do ciala) i w nocy (nie ma koniecznosci spania na golasa pod walacym w twarz klimatyzatorem). Jest po prostu - tak akurat. Dla mnie osobiscie moglobyc odrobine cieplej ale ja tu przyjechalem odreagowac zimnice wiec moja opinia na ten temat jest jak najbardziej subiektywna. Przy okazji wspomne tutaj o moim, chyba jedynym rozczarowniu NZ - niemoznosci wykapania sie w oceanie bez ryzyka zapalenia korzonkow tudziez pluc. Oczywiscie sa pianki i inne skafandry ktore Kiwis nosza tutaj notorycznie wchodzac do turkusowej zimnicy ale to nie plywanie, toz to cala inwestycja! Szczegolnie dla takiego niedzielnego turysty jak ja. Zupelnie wiec nie rozumiem wszystkich tutejszych businesikow oferujacych np. plywanie z delfinami, ktore dla mnie z przyjemnego pluskania sie w wodzie w obliczu wody o temperaturze schlodzonego Baltyku przeradza sie w sport ekstremalny a la bungee jumping bez liny.

Po czwarte - fauna i flora. Przed przybyciem tutaj ludzi, w NZ nie bylo zadnych ssakow. Bujnie zalesiony krajobraz dominowaly za to niezliczone gatunki ptakow. Podobno samych Kiwisiow bylo na obydwu wyspach PARE MILIONOW! Obecnie ostalo sie ledwie 70 tysiecy. Dzis, mimo ze nowozelandzkie lasy zostaly juz prawie zupelnie przetrzebione i zastapione pastwiskami z milionami owiec i bydlem wpieprzajacym, jak to trafnie zauwazyla moja kolezanka Kasia, NZ 'razem z korzeniami', ptaki w NZ slychac wszedzie I TO JAK SLYCHAC!!! Mieszkajac w stosunkowo bujnie zadrzewionych terenach (o farmie nie wspominajac), co rano budzila mnie ptasia symfonia. Najfajniejszym byl oczywiscie spiew ptaka Tui, 3 dzwieki a la reklama baterii Duracel ale z reguly zagluszane one byly kakofonia innych ptasich trelow. Najsympatyczniejszym ptakiem NZ jest oczywiscie Kiwi ale ma on to marketingowe nieszczescie ze jest ptakiem nocnym przez co jest zupelnie nie medialny. Warto jednak zobaczyc tego ptaka-dziwaka odwiedzajac jedno z niezliczonych "Kiwi House" rozsianych po calym kraju.

Po piate - Maorysi, ich tatuaze na twarzy i wszedobylskie maoryskie nazewnictwo. Egzotyka na calego. Tam gdzie rdzenna kultura zostala zepchnieta na krance zycia spolecznego (Pd Ameryka) czy zabita zupelnie (Karaiby), kultura Maoryska kwitnie w NZ na calego. Latwo ja znalezc na codzien podrozujac po kraju, wiekszosc nazw pochodzi bowiem z jezyka maoryskiego. Podrozujac po NZ czlowiek raz po raz uswiadamia sobie ze jest w jakims egzotycznym miejscu gdzies na krancu swiata. No bo czy nazwy typu: Whatawhata, Tutukaka, przesympatyczne Hei Hei czy inna Papakura kojarzyc sie moga z angielskojezycznym, wysokorozwinietym krajem? Na szczescie maoryskie nazewnictwo jest w NZ raczej regula, nizli wyjatkiem tak jak indianskie nazewnictwo w Kanadzie, gdzie np wsrod nazw autostrad, oprocz Qeen Elizabeth I czy Queen Elizabteth II ostala sie tylko 1 indianska nazwa - Quoqihalla. I co brzmi lepiej?

Po szoste - Brak paskudztw. Pomimo egzotyki, ogolnie rzecz biorac brak jest naturalnych egzotyce wszelkiego rodzaju robactwa. Nie ma wezy, skorpionow, karaluchow wielkosci taboretu i jadowitych pajakow wielkosci patelni. Idac sie przejsc w dzicz - szedlem tak jak bylem na plazy: w klapkach i szortach, nie martwiac sie ze z drzewa spadnie na mnie jakis pajak a w kostke wryje sie waz. Brak paskudztw oznacza takze brak dziwnych chorob typu malaria. Jest czysto, bezpiecznie a jednoczesnie egzotycznie.

Nowa Zelandia - Niedefiniowalne Piekno. Szkoda juz wyjezdzac ale Australia czeka!

Ps. Jako ze jutro wylatujemy do Sydney i nie wiem kiedy znow polacze sie z internetem, chcialm SERDECZENIE PODZIEKOWAC wszystkim od ktorych dostalem zyczenia swiateczne na moje konto na gmail tak jak i na moim website. PRZEPRASZAM SERDECZNIE ze nie moge odpowiadac na indywidualne maile/zyczenia ale koszt polaczenia przez Wi-Fi w NZ jest identyczny jak na Tahiti - $10/h co powoduje ze najczesciej mam czas tylko na zaladowanie zdjec i zamieszczenie postingu. Zapewniam jednak ze wszystkie wiadomosci od Was czytam i przekazuje natychmiast Marcie. Jeszcze raz - DZIEKUJE ZA PAMIEC! No i za zainteresowanie.

Do uslyszenia z Sydney!

1 comment:

Asia said...

My tez chcielismy podziekowac za zyczenia swiateczne (szkoda ze nas nie bylo w domu!!!) oraz za wspanialy reportaz z nz.
a&o