Nigdy nie przypuszczalem ze w takiej uspionej miescinie na krancu swiata jak Wellington znajde tyle polskich akcentow, cos co do tej pory totalnie umykalo nam w naszych wojazach po NZ. I trzeba bylo pofatygowac sie az do Wellington aby w koncu natknac sie na slady polskosci w tym kraju. Ale jak je juz znalezlismy to w zdumiewajacej liczbie.....Co dziwniejsze, nawet nie probowalismy szukac kawalka Polski w tych jakze odleglych krainach bo szczerze powiedziawszy, nie spodziewalem sie ich tutaj znalezc. A juz na pewno nie w Wellington. Poza tym myslalem ze takie poszukiwania bylyby strasznie czasochlone wiec nie planowalem chodzenia i szukania tutejszej Polonii, polskich centrow kuluralnych, polskich kosciolow i polskosci wogole.
Szukac nie musialem. Wszystko zostalo mi podsuniete pod sam nos.
Pierwsza niespodzianka byl Dom Polski w Wellington. Po prostu jedziemy sobie ulica do naszego kolejnego B&B i....oto jest. Niepozorny 2 pietrowy budynek w nieco podupadajacej dzis dzielnicy Newton. Na budynku - stoi jak wol: Dom Polski. Stowarzyszenie Polakow w Nowej Zelandii. Gdyby budynek byl na jakiejkowiek z innych ulic miasta od tych 3-4 po ktorych notorycznie sie poruszalismy, w zyciu nie wiedzialbym o jego istnieniu. Widzac go jednak, zatrzymalismy sie aby zobaczyc czy cos tam sie wogole dzieje. Byla sobota rano, Dom byl zamkniety ale spisalismy numer telefonu z szyldu.
Tego samego dnia udalismy sie do centrum Wellington ktorego zycie socjalne coraz wyrazniej zaczyna koncentrowac sie na nabrzezu tutejszej zatoki. Nad zatoka zbudowane zostalo np. glowne muzeum NZ 'Te Papa', przedstawiajace historie i kulture NZ. Musze przyznac ze zwykle dosyc sceptycznie podchodze do wszelkiej masci muzeow w bylych krajach kolnialnych, bo coz one maja do zaoferowania? Zwykle pare sfatygowanych mebelkow na ktorych siedzieli dignitarze kraju, jakas podarta deklaracja czegos tam tudziez dziurawy cynowy kubek z urwanym uchem z ktorego rzekomo pil pierwszy nieszczesnik ktory trafil do tej dziczy, czesto wbrew swojej woli (patrz: australijskie garusy) czym sam o tym nie wiedzac, zapoczatkowal 'cywilizacje'. Tego typu klimaty sa dla mnie nudnymi jak flaki z olejem 'atrakcjami' za ktorych watpliwy przywilej ogladania ktorych trzeba w dodatku slono placic.
Ale nie w przypadku 'Te Papa'.
1. Muzeum jest za darmo.
2. Calosc jest nowo zbudowana i bardzo nowoczesna
3. Wszystkie ekspozycje sa interaktywne i przez to o tyle ciekawsze.
4. Muzeum jest nastawione na dzieci. Dla Veroniki byla to przefantastyczna sprawa; zrobila np. ozdobe choinkowa (oczywiscie, kiwisia) podczas klasy dla dzieci robienia ozdob. Ja przez ten czas obskoczylem wszystkie ekspozycje.
To wlasnie tam natknalem sie na kolejne slady polskosci w NZ. W pawilonie poswieconym imigracji europejskiej, jedna z glownych (!) ekspozycji byla historia polskich dzieci, sierot (bylo ich 740) ktore trafily do NZ w 1944 wyrwane jakims cudem z syberyjskich obozow pracy. W wiekszosci byly to dzieci ktorych rodzice zgineli w obozach; nie mam pojecia jakim cudem Rosjanie (choc chcialoby sie napisac po chamsku 'ruscy') wypuscii te dzieci z obozow i jakim cudem trafily najpier do Teheranu a potem do Bombaju. Stamtad poplynely statkiem do NZ. Ekspozycja dokumentowala ich wedrowke. W sali obok mozna bylo obejrzec film dokumentalny w ktorym emigranci z poszczegolnych krajow opowiadali o swoich losach ktore rzucily ich do NZ. Jednym z opowiadajacych byl Polak, wlasnie jeden z syberyjskich dzieci ktore NZ przygarnela swego czasu kladac kres potwornosciom ich dziecinstwa.
Bardzo wzruszajaca ekspozycja, bardzo ladnie wyeksponowane polskie losy i kawalek polskiej historii w miejscu w ktorym spodziewalem sie znalezc tylko historie polnagich kolesi w spodniczkach z koralikow z ostrym dzierganym na twarzach.
Nastepnego dnia byla niedziela; wstalismy z zamiarem pojscia do polskiego kosciola w Wellington nie wiedzac nawet czy taki istnieje. Ale jesli byl Dom Polski......
Jako ze nie mialem dostepu do internetu, zadzwonilismy pod numer Domu Polskiego. Niestety nikt nie odpowiadal. Nie znalezlismy takze nic w lokalnej gazecie tudziez w ksiazce telefonicznej. Zdesperowany, postanowilem zadzwonic po prostu na pale do jakiegos Polaka z ksiazki telefonicznej. Wojcik byl tylko jeden. W dodatku 'J', czyli nie wiadomo czy jeszcze Jerzy czy juz Jerry, czy jakis inny Johnny. Nagle w oko wpadlo mi jedyne polskie nazwisko na tej stronie z pelnym imieniem i nazwiskiem brzmiacym po polsku: Wojciechowski Jedrzej. Zadzwonilem. Odebrala przemila pani ktora nie tylko poinformowala mnie gdzie jest polski kosciol ale od slowa do slowa, zaprosila nas do siebie na herbatke!
Oczywiscie poszlismy i tu i tam. Polski kosciolek to malutki budyneczek (widac go na jednym ze zdjec), z jedna polska msza na tydzien. W kosciele - circa 60-70 osob. Prawie wszyscy powyzej 50-tki. Widac ze to stara, wymierajaca Polonia. Mlodzi juz dawno wyjechali albo do Auckland, albo do Australii albo do Polski.
Popoludniu goscilismy u Pani Hanny Wojciechowskiej. Przemilej, bardzo inteligentnej osoby. Od 17 lat w NZ i w Wellington. Widac ze swego czasu jeden z animatorow zycia kultrano-socjalnego tutjeszej Polonii, dzis na emeryturze. Artystka kursujaca obecnie miedzy Polska a NZ mieszkajaca w przeuroczym miejscu, na zboczu gory z widokiem na zatoke i okalajace ja wzgorza. Spedzilismy z nia przesympatyczne popoludnie podczas ktorego rozmowom o emigracji i nie tylko nie bylo konca.
To wszystko wydarzylo sie w ciagu 2 dni, w ciagu ktorych mialem wiecej kontaktu z polskoscia nizli przez 2 tygodnie pobytu w NZ zlozone do kupy.
Ps. Tego maila pisze podczas przeprawy promowej miedzy polnocna wyspa i poludniowa. Prom jest o tyle ciekawy ze..... najprawdopodobniej jest bylym promem z Polski (!!!). Wszysktie napisy bowiem sa tutaj po angielsku, szwedzku i polsku (!!!). Na pewno wiec swego czasu prom kursowal po Baltyku, najprawdopodobniej miedzy Swinoujsciem i Ystad.
Wellingoton, przesympatyczne, miejsce na krancu swiata na wskros przesiakniete polskoscia
; - ) .

Tuesday, December 25, 2007
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
1 comment:
Czesc Wam, jeszcze raz milo poczytac co robicie i gdzie jestescie. Jezdzimy myslami razem z Wami...Trzymajcie sie:)
Post a Comment