Monday, December 10, 2007

Kolejny dzien byle jakiej pogody. Tyle ze przynajmniej nie leje....

Zauwazylem ze to juz tradycja ze kazdy post zaczynam od komunikatu meteorologicznego ale ladna pogoda jest tak istotna dla powodzenia calosci przedsiewziecia ze trudno mi przemilczec ten jakze wazny aspekt naszego tutaj pobytu.

No wiec jest stosunkowo cieplo ale wieje wiatr i jest pochmurnie. Wlasciwie to jest niby cieplo - a zimno (lub, jak kto woli, vice versa). Zauwazylem ze sami Kiwis wydaja sie tym faktem byc na tyle skonsternowani ze na ulicy widuje sie ludzi w puchowych kurtkach (przesada) i w t-shirtach (idiotyzm). No ale faktycznie - trudno wyczaic jak sie tutaj tak naprawde ubrac. Kazdy wiec kombinuje pod swoja tolerancje termiczna. Moja jest wyjatkowo mizerna jesli chodzi o niskie temperatury wiec chodze w jednej cieplej rzeczy ktora przywiozlem - cieplej bluzie zapinanej pod szyje. I smiesznie tak wygladam chodzac po ulicy 'opatulony' wsrod kolesi smigajacych w krotkich gatkach i podkoszulkach, udajac najwyrazniej ze im strasznie goraco. Tyle tylko ze palmy na ulicy nie swiadcza o jakichs tam tropikach. Na razie jest po prostu chlodno (przynajmniej dla mnie) i tyle.

W mieszkaniu, z braku systemu ogrzewczego (za to klimatyzacja jest w kazdym pokoju z wneka na komputer wlacznie) dogrzewam starym PRL-owskim sposobem puszczania wszystkich palnikow w kuchence na maksa. Na szczescie kuchnia jest zintegrowana z caloscia wiec system dziala jak zloto. A ze nie place za prad - dogrzewam mieszkanko tak ze robi sie w nim naprawde przytulna sauna. Ale przynajmniej jest cieplo. Jak na Tahiti.

W oczekiwaniu na poprawe pogody dzis uskutecznilismy jedyny sensowny wypad z listy 'must do' rzeczy w Auckland ktora jest pod dachem - odwiedziny w tutejszym Akwarium (w sumie tutejsze Akwarium ma jakas idiotycznie dluga i dziwna nazwe ale ja bede nazywal je tym czy jest - po prostu: Akwarium). Akwarium jest o tyle slynne ze ma stala kolonie pingwinow a la Happy Feet tudziez dluuuugi plexiglasowy tunel z rybkami a la rekin czy plaszczka plywajacymi na glowa. Bonusem jest fakt ze przez rure przeciaga nas ruchomy chodnik tak ze aby ogladnac rybki nie trzeba nawet przebierac konczynami.

Akwarium jak akwarium - swietne dla 5-latkow, gorzej z doroslymi. Jadac do przybytku spotkalismy jednak bardzo fajnych ludzi; najpierw przesympatyczne malzenstwo z Ohio (pewnie z jakiejs dziury bo powiedzieli tylko nazwe stanu w ktorym mieszkaja) ktore uslyszalo jak wypytywalem sie kierowce busika transportujacego nas z centrum do Akwarium o ciekawe miejsca do odwiedzenia wokol Auckland. Slyszac ze jestesmy nowoprzyjezdnymi poradzili nam to i owo na temat podrozowania do interesujacych nas miejsc. Porada nr 1 - owinac wszystkie bagaze w plastikowe torby jadac do Rotorua ze wzgledu na ciezki zapach siarki unoszacy sie tam w powietrzu. Im zasmierdly wszystkie rzeczy w walizkach. Niby z czasem wywietrzalo ale wole nie ryzykowac.

Wrocilismy do centrum razem z nimi dzielac na spolke oplate za taksowke. Tutaj - ciekawa rzecz: wiozl nas ten sam taksowkarz ktory przywiozl nas do hotelu z lotniska! Przyznam ze widzac jego znajoma maske przytkalo mnie zupelnie. Niesamowity zbieg okolicznosci w ponad milionowym miescie. To, albo Auckland ma tylko 1 taksowke ; - )

Bedac w Akwarium spotkalismy tez mloda pare przesympatycznych Polakow, jak sie okazalo, z Warszawy. Byli, podobnie jak my, na 3 tygodniowej wycieczce po NZ. Tyle tylko ze ich pobyt juz sie konczy a nasz zaczyna. Przegadalismy z nimi chyba z pol godziny; najwyrazniej podekscytowani swoja wycieczka doslownie zasypali nas gradem dobrych porad co, gdzie i jak. Swietnie sie z nimi rozmawialo i to w ojczystym jezyku; cos co nie myslalem ze uskutecznie na nowozelandzkiej ziemi. Porada nr 1 - spryskac sie dokumentnie Off-em przed desantem na poludniowa wyspe. Podobno przez dlugotrwala ciepla pogode (???!!!!) panuje tam obecnie plaga jakichs niewinnie wygladajacych muszek ktore naturalnie ignorowane ze wzgledu na swoje mizerne gabaryty i niewinny wyglad, przy blizszym poznaniu wykazuja sie wyjatkowa krwiozerczoscia....

I prosze - ktos mi powie ze podroze nie ksztalca. Wystarczylo pojechac do glupiego Akwarium i czlowiek dowiedzial sie rzeczy o ktorych nie przeczytalby w zadnym przewodniku!

Jutro wynajmuje samochod. Robie sobie wlasnie mentalna mape ktoredy dojechac do domu. Mam do przejechania pare przecznic i juz sie poce na sama mysl jak tutaj wykonac np. skret w prawo? Samochodem!!!

No nic, jakos to musi byc.

Jesli moja jazda probna odniesie sukces, moze pokusimy sie o wypad do najslynniejszych nowozelandzki jaskin ze swiecacymi robakami. Brzmi tak zachecajaco jak obrzydliwie, ale podobno w sumie swietna rzecz. No i nie przynajmniej bedzie lalo na leb......

Do nastepnego razu.

Ps. Mamy juz internet, szybkie polaczenie (ADSL) za 25 NZ$/tydzien. Troche lepiej niz $10/godzine na Tahiti tak ze i moje "Nowiny z Kranca Swiata" powinny ukazywac sie regularnie przez nastepne pare dni. Oby tylko bylo o czym pisac.....

No comments: