Thursday, December 6, 2007

Znow sie przetarlo.

Akurat na nasza podroz do Papeete co bylo o tyle istotne ze zamartwialismy sie w jakim stanie dowieziemy nasze bagaze ktore tym razem niestety musielismy tachac z wyspy na wyspe wlasnorecznie. Podrozujac w takiej ulewie jak wczoraj z pewnoscia zamoklyby na maksa. Wlacznie z ich zawartoscia. I co wtedy?

No ale przetarlo sie. Co prawda przetarlo sie dzieki silnemu wiatrowi ktory zerwal sie z samego ranca i w koncu rozgonil ‘ciemne, sklebione zaslony’ ale jednoczesnie spowodowal wysoka fale podczas przeprawy promowej.
Nigdy jeszcze nie widzialem Marty tak spanikowanej jak na kiwajacym sie na wszystkie strony promie.

Faktem jest, troche bujalo ale bez przesady. Juz rano widzac co sie dzieje, dalem tym razem spokoj ze zdezelowanym “Moorea Express” i wybralem na oko najwiekszy katamaran z trzech kursujacych regularnie miedzy wyspami. A i tak niezle bujalo.
Veronika oczywiscie wszystko przespala....

Na Papeete dotarlismy kolo poludnia. Po szybkim zakwaterowaniu sie w hotelu od razy poszlismy na miasto cos aby cos zjesc no i przy okazji troche pozwiedzac.
Obslugiwal nas przemily transwestysta z mocno podkreslonymi czarna kreska brwiami i gustownym kwiatkiem za uszkiem. Co do tego typu obrazkow to spiesze doniesc ze sa one tutaj na porzadku dziennym i juz pare razy mowilem Marcie wskazujac na jakies takie nijakie moim zdaniem kobitki:

- Co za dziwna facetka.... (bo cos mi nie gralo w ich wygladzie tylko nie wiedzialem co)

Marta na to:

- Przeiez to facet.....

?!.......Eureka!

Tak ze nie dziwi mnie tu juz nic a szczegolnie nikt. I tak pol biedy ze koles/laska nie wstawil sobie implantow (bo i takie modele widywalem, dlatego tak mnie to poczatkowo skolowalo) tylko delikatnie podkreslal swoja kobiecosc...

Nie chce wzbudza tutaj niezdrowych emocji ale odwazylbym sie stwierdzic ze z tym kwiatkiem wygladal/a calkiem ‘cute’ ; -)

Dalem mu sie namowic na miejscowy specjal – surowa rybe o niewymawialnej, nic nie mowiacej mi nazwie, skapanej w mleczku kokosowym i drobno posiekanej ‘salatce wiosennej’ (nie wiem jak dla innych, dla mnie ogorek, pomidor i salata). Niezly pomysl. Smakowo tez super. Dopiero podczas konsumpcji przypomnialo mi sie jedno z podrozniczyh ‘przykazan’ ktore w rozdziale o smakowaniu lokalnych specjalow, szczegolnie w bananowych republikach takich jak Tahiti, rekomendowalo jedzenie TYLKO rzeczy ugotowanych wzglednie usmazonych. W momenie tego kulinarnego objawienia zostalo mi jednak juz ‘blizej niz dalej’ wiec pomyslalem sobie ze skoro na wszystko bylo juz za pozno, z powodzeniem mozna rybke dokonczyc. Przynajmniej bylo dobre.

Ciekawe czy sie obudze?

Co do Papeete to zdjecia dadza Wam ogolne wyobrazenie tego wszystkiego co tutaj sie dzieje. Taka kolonialna stolica wygwizdowa gdzies na krancach swiata. Ciekawostka jest duza ilosc wytatuowanych autochtonow (lacznie z twarzami) o gabarytach Big Kahunas smigajacych w przepastnych, kwiecistych mumus (kobitki). Wsrod tego wszystkiego zdarzaja sie jednak takze bardzo zadbane rodowite (chyba) francuzki o nienagannych figurach i strojach co stanowi dziwnie swiezy kontrast dla z lekka zmurszalego, sfatygowanego, raczej nijakiego, przepoconego Papeete. To tak jakby ktos dziewczyny z Polski wpuscil miedzy klientele przecietnego polnocnoamerykanskiego Wal-Martu.

Pomieszanie z poplataniem. Ale zarazem egzotyka na calego.

To tyle z Tahiti. Do uslyszenia z Auckland.

2 comments:

Marzena said...

Musze ci podziekowac za ten blog bo ostatnio stanowi moja glowna rozrywke w pracy, dzisiaj mi sie szczegolnie przydal bo pogoda paskudna.Widoki przepiekne !
Marzena

Unknown said...

Marta, wygladasz wspaniale, widac, ze jestes juz wypoczeta. Fotki wspaniale jak to zawsze w cieplych krajach. Podziekuj Mamie za wyslanie naszych drobiazgow, a Wy bawcie sie dobrze dalej i czekamy na zdjecia.