Sunday, December 2, 2007

We are back in business.........

Walizki doszly. Wszystkie oprocz jednej (rzekomo ma przyjsc jutro). Tym samym zwracam honor linii lotniczej Air Tahiti Nui. Koszulki zachowam na pamiatke; tak samo jak cieple wspomnienia o hojnosci firmy dzieki ktorej przezylismy cale 2 dni w jednym z najdrozszych miejsc swiata...

Tak wlasciwie gdyby sie teraz glebiej zastanowic nad calym tym wydarzeniem, dochodze do wniosku ze ‘nie ma tego zlego...’. No bo w koncu:
1. Jestesmy (a wlasciwie: bylismy) ni z gruszki ni z pietruszki bogatsi o $300
2. Nie musialem tachac wlasnymi rekoma w walacym z nieba zarze 6-ciu waliz z lotniska w Papeete do hotelu na Moorea. Zamiast tego dzis rano jakis autochton przywiozl nam cala sterte walizek elegancko pod sam bungalow melexem (powszechny srodek transportu na terenie resort) a nastepnie wtaszczyl nam to wszystko do ‘salonu’.
3. Nie musialem stresowac sie odprawa celna w Papeete gdzie z lewa i prawa krzyczaly na mnie plakaty o “biohazardzie” w postaci obcej kielbasy tudziez innej mortadeli. Nawet pani w samolocie przed ladowaniem uprzejmnie oznajmila ze jesli mamy jakies jedzonko to lepiej je zglosmy do komisyjnego zniszczenia bo jesli nie to (cytuje) “czekaja nas bardzo dotkliwe kary pieniezne”. Przyznam ze serce mi struchlalo na te rewelacje bo plan przetrwania pobytu w tej Krainie Kosmicznych Cen bez ogloszenia bakructwa wisial od poczatku na wlosku wwiezienia ze soba (no dobra: “przemycenia”) walizki wlasnej puszkowanej zywnosci tudziez swojskiego chlebka i innych wiktualow. I juz sie stresowalem czy powiedziec ze wioze ze soba pol swiniaka w plecaku (w koncu “Polak potrafi”. Tak czy nie?) czy po prostu liczyc na lut szczescia gdy oto okazalo sie ze walizki, jesli wogole sie znajda, nie tylko nie przejda ZADNEJ odprawy celnej ale dla ukoronowania calosci zostana elegancko podwiezione mi pod sam nos z pocalowaniem w raczke.

No wiec przyznam ze to akurat mi sie udalo.

Oprocz tego – jak na razie sielanka. Jestesmy juz opaleni i coraz bardziej zrelaksowani. Pol dzisiejszego dnia strawilismy na przesiadywaniu w wodzie lub na plazy. Pogodowo – do poludnia dosyc w kratke. Wciaz oczywiscie temperatura stala +30 ale zaczynam widziec jak zmienna jest pogoda w tropikach. Dzisiaj lalo jak z cebra 5-6 razy po.....10 minut. I koniec. Zaraz potem smieszna rzecz - slonce na calego. I tak do nastepnej ulewy. Po poludniu – pieknie ale wieczorem znow w kratke. Przynajmniej jak na razie.

Jutro wypozyczamy samochod i jedziemy na zakupy. Po firmowych pieniadzach zostalo tylko wspomnienie - dzis sniadanko na 3 osoby: $75, plus pare butelek wody po $5 sztuka i pare piwek po $8 sztuka. No i El Dorado powoli sie konczy : - ( Trzeba uzupelnic prowiant (glownie plynny bo reszta jest OK) miejscowymi produktami.

Na razie to wszystko. Do nastepnego razu.

4 comments:

Sebastian D. said...

No to na pocieszenie przekazuje ze temperaturka w Calgary zeszla dzis do minus 21 w ciagu dnia!
Waszych zdjec to my nawet nie chcemy ogladac bo taka zazdrosc ze az boli ;)
My tu jedynie mamy kominek do ogrzania tylkow...
Pozdrawiamy Was mocno!

PS Tomek, wybierasz sie na ME?- gramy z Niemcami, Austria i Chorwacja.

Asia said...

A wy to jak zwykle - z przygodami! Milego pobytu - juz wam zazdroszcze!

GerardDorotaGabrysia said...

Super fotki!!!!

Ja sie zdjec nie boje tak jak Wojtek:)...mam tylko nadzieje ze troche tej pieknej pogody w plecakach dowieziecie do Calgarkowa;).

MTV (MartaTomekVeronika) said...

Dzieki za wpisy. Przepraszam jednoczesnie ze nie odpisuje na kazdy ale polaczenie internetowe tutaj jest kosmicznie drogie ($10/h) a Wi-Fi wolny jak kulawy zolw. Dlatego sorki, ale ogranicze troche ilosc zamieszczanych zdjec.

ME? Facet, ja mam jeszcze 2 miesiace wakacji 'do zrobienia'. Zastanowie sie jak wroce w lutym.
Ale chyba pojade........