Sunday, December 30, 2007

To juz nasz trzeci dzien w Sydney. Wlasciwie to drugi pelny, przylecielismy przedwczoraj wieczorem. Wszystko tym razem odbylo sie bez problemow: lot byl spokojny, wszystkie walizki doszly a Sydney powitalo nas przepiekna, bezchmurna pogoda. A podobno jeszcze w zeszlym tygodniu bylo cakiem, jak na Sydney o tej porze roku oczywiscie, nieciekawie. Nie jest zbyt goraco, ok. 27 stopni wiec dokladnie tyle ile powinno byc aby temperature nazwac idealna.

Jedyne na co moge narzekac w tym przepieknym miejscu na ziemi to robactwo. Niestety, jest tak jak mowia wszyscy ktorzy tu byli - paskudztwo po prostu tutaj zyje i trzeba nauczyc sie zyc razem z nim. Ja nie potrafie wiec na razie walcze z karaluchami i wszelkim innym paskudztwem jak moge. Na szczescie spimy pod moskiterami ktore tachalismy tak naprawde na Tahiti w obawie przed komarami roznoszacymi tam cos co nazywa sie 'denghe fever' (nawet nie wiem co to jest ale jak nazwa wskazuje, jakis rodzaj goraczki) ale Tahiti okazalo sie w porownaniu z Australia sterylne. Nie wspominajac o Nowej Zelandii - tam bylo po prostu az dziwnie czysto. I trzeba bylo pofatygowac sie az tutaj aby zamieszkac z insektami. Na szczescie mamy moskitiery ktore rozwiesilem nad naszymi lozkami. Taki jestem obrzydliwy.

Ale tak pozat tym jest, no co tu duzo mowic, ZA-JE-BI-SCIE.

Ironicznie mowi sie ze australijskim pozdrowieniem jest gest odpedzania much z twarzy. Ja osobiscie dodalbym do tego gest walenia kapciem w podloge/sciane/kuchenny blat (niepotrzbne skreslic). Veronika widziala mnie juz w akcji tyle razy ze postanowila wybadac sprawe pytajac sie za czym ja sie tak caly czas uganiam? Troche mnie przytkalo bo nie chcialem siac panki ale zanim zdazylem cos wymyslec Veronika wybawila mnie sama sobie odpowiadajac na pytanie:

- "Czy to sa jakies grasshoppers?"

Kamien spadl mi z serca!

- "Tak, Veroniczko, grasshoppers".

No wiec uganiam sie za 'grasshoppers'. Dzis wysprejowalem wszystko, kupilem nowe pulapki a i tak po przyjsciu z plazy utluklem jednego "grasshopera" ktory postanowil nas powitac w samym progu.

Rozmawiajac ze znajomym-znajomego ktory odebral za nas klucze do naszego mieszkania w Sydney a ktory dzis podwiozl nas na msze do polskiego kosciola, dowiedzialem sie jednak ze mieszkanie z 'grasshoppers' to normalka i ze sa gorsze rzeczy niz karaluchy (np. pajaki).

Czy wspomnialem juz ze tak poza tym jest naprawde super?

Chcialbym Wam to jakos unaocznic bo zdjecia ktore juz zrobilem potwierdzilyby moje slowa ale niesety nie mam dostepu do Wi-Fi internetu : - ( Jedyna rzecza ktora moge ewentualnie na dzien dzisiejszy zrobic to napisac ten post w Internet Cafe. Nademna wisi wyjacy telewizor (wlasnie nadaja final 'The Biggest Loser' wiec zamieszanie jest na maksa), tuz kolo mnie siedzi jakis gosciu i tez cos stuka nerwowo na klawiaturze wiec trudno mi sie skupic. Postaram sie zaladowac zdjecia jak tylko bede mogl; sa naprawde rewelacyjne.

Jutro Sylwester. Z balkonu obserwuje przygotowania na moscie do jutrzejszych sztucznych ogni. Podobno maja byc najwieksze w historii; nie jest to jednak zadne historyczne wydarzenie ktorego jestem swiadkiem bo z pewnoscia w przyszlym roku beda jeszcze wieksze itd, itp. W kazdym razie cale miasto szykuje sie na fete na 100 fajerek. Impreza bedzie na pewno po byku - sztuczne ognie ma obserwowac na miejscu ok. miliona osob! Jako ze mieszkamy kolo mostu widzimy codziennie przygotowania do zabawy.

Juz nie moge sie doczekac!

Zycze Wam wszystkim Szczesliwego Nowego Roku! Duzo zdrowia i usmiechu na codzien! Jesli ktos z Was bedzie ogladal transmisje z Sydney - wypatrujcie 8 pietrowego budynku po polnocnej stronie mostu. Bedziemy do Was machac z naszego balkonu (ostatnie pietro po lewej stronie budynku) : - )))))))))))

Happy New Year!!!

2 comments:

Unknown said...

My tez Wam zyczymy wszystkiego najlepszego w nowym roku 2008. Kto by pomislal ze wy juz tak dlugo po za calgarkowem:):):)

Tomek...blog jest udany bo co sie nasza grupa calgarkowa spotka, to zawsze poruszymy wasz temat :):):) no i oczywiscie wczoraj doszlismy do wniosku ze wiekszosc z nas tez by zaczela wydzwaniac do polskich nazwisk z white pages bedac na wczasach:):):):):)

truso said...

Ja tez zycze Wam wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. Moze jeszcze jednej wycieczki i drugiego takiego bloga.

KL